Wystawa autorstwa Instytutu Pamięci Narodowej
Socjalistyczne współzawodnictwo pracy narodziło się w bolszewickiej Rosji. W maju 1919 r., na polecenie Włodzimierza Lenina, zainicjowano tzw. subbotniki, polegające na darmowej pracy w sobotę. Robotnicy zobowiązywali się wykonać ponad plan część produkcji i w trakcie pracy mieli rywalizować między sobą o szybkość wykonania, jego ilość i jakość. Zwycięzca otrzymywał tytuł przodownika pracy.
W 1927 r. w kopalniach na Uralu zainicjowano tzw. „współzawodnictwo brygad szturmowych”. W tym samym czasie podobną rywalizację zaczęto wprowadzać za drutami sowieckich obozów, gdzie propagowano kult udarników – więźniów, którym udało się przekroczyć normę. Najlepsi z przodujących więźniów mieli szansę nawet na przedterminowe zwolnienie, a za każde trzy dni pracy ze stuprocentowym wykonaniem normy przysługiwało skrócenie wyroku o jeden dzień. Na początku 1935 r. w sowieckim przemyśle lotniczym narodził się ruch tzw. otliczników – wzorowych pracowników. Według oficjalnej wersji wydarzeń w nocy z 30 na 31 sierpnia 1935 r. górnik z kopalni „Centralaja-Irmino” na terenie Donieckiego Zagłębia Węglowego 30-letni Aleksiej Grigorjewicz Stachanow zdołał w ciągu jednej zmiany wydobyć ponad 102 tony węgla, co oznaczało przekroczenie obowiązujących norm o 1475%.
Propaganda kreowała wizerunek socjalistycznego herosa, który nadludzkim wysiłkiem przekracza zadania wytyczone
przez partię. Określenie „stachanowiec” stało się synonimem wzorowego przodownika pracy. W ciągu paru
miesięcy wszystkie gałęzie przemysłu miały już swoich bohaterów. Propagowano kult herosów pracy
– nowych sowieckich nadludzi, którzy „ruszali z posad bryłę świata”. Zdjęcia
przodowników pracy trafiały na pierwsze strony gazet, renomowani artyści malowali ich portrety,
które niesiono na pochodach i prezentowano na uroczystych akademiach. Nawet pociągi ozdabiano ich
wizerunkami. Warunek był tylko jeden – portret przodownika nie mógł być większy i bardziej widoczny od
portretu Stalina.
Współzawodnictwo pracy przetrwało stalinizm. W latach 70. XX w. było już jednak
skamieniałym rytuałem. Ostatnią, nieudaną, próbę reaktywacji podjęto w latach 80. W dniu 15 października 1988
r. gazeta „Komsomolskaja Prawda” opublikowała artykuł, w którym napisano, że słynny zryw
Stachanowa w sierpniu 1935 r. był rezultatem specjalnie przygotowanego stanowiska pracy i wsparcia dwóch
anonimowych pomocników. Nad całą operacją czuwał sekretarz miejscowej organizacji partyjnej.
W 1945 r. podjęto pierwsze próby zainicjowania współzawodnictwa
pracy w polskim przemyśle wydobywczym, hutniczym i lekkim. W maju 1945 r. w górnośląskiej „Trybunie
Robotniczej” ukazał się list otwarty Józefa Zająca, rębacza kopalni „Grodziec” do
górników Zagłębia Dąbrowskiego z apelem o zwiększenie wydajności pracy. Miesiąc później
rozpoczęto rywalizację o Przechodni Sztandar Pracy w przemyśle Hutniczym. Latem 1945 na apel Związku Walki Młodych
rozpoczęto w łódzkich fabrykach włókienniczych Młodzieżowy Wyścig Pracy.
Jednocześnie propagowano
wzorce osobowe przodowników sowieckich. W następnym roku Młodzieżowym Wyścigiem objęto cały kraj. Pomimo to
akcja nie zyskała wśród robotników takiego odzewu, jakiego się spodziewano. Postanowiono odnaleźć i
wykreować „polskiego Stachanowa”.
27 lipca 1947 r. ukazał się, w „Trybunie
Robotniczej”, apel górnika z Zabrza Wincentego Pstrowskiego zatytułowany „Kto wyrąbie więcej niż
ja”. Data ta przytaczana była w PRL-owskiej historiografii
jako początek współzawodnictwa
indywidualnego typu stachanowskiego w skali masowej, najpierw w górnictwie, a następnie w innych branżach.
Pstrowski szybko znalazł naśladowców. W listopadzie 1947 r. w Katowicach powołano do istnienia Główny
Komitet Współzawodnictwa Pracy w Przemyśle Węglowym. Na polecenie partii i związków zawodowych
opracowano regulaminy współzawodnictwa, które określały zasady podnoszenia norm i punktowania
pracowników. Biorącym udział w wyścigu pracy obiecano nagrody, gratyfikacje finansowe i wyróżnienia.
Ruch współzawodnictwa spotkał się początkowo z faktycznym poparciem.
Jednocześnie agresywna propaganda
zachęcała do wyścigu pracy. Osiągano coraz bardziej niemożliwe rekordy, np. górnik Czesław Zieliński
przekroczył 721 % normy.
Wincenty Pstrowski, wykreowany przez propagandę na „polskiego Stachanowa”, w drugiej połowie 1947 r. coraz więcej czasu spędzał na uroczystych akademiach i spotkaniach aktywu partyjnego z robotnikami, przekonując do współzawodnictwa. Poważnie traktował przydzielone zadania, dzieląc czas pomiędzy pracę i działalność partyjną. Wiosną 1948 r. wycieńczony organizm odmówił posłuszeństwa. Resekcja trzech zębów doprowadziła do zakażenia krwi i osłabienia serca. W szpitalu okazało się, że uaktywniła się białaczka szpikowa. Zmarł 18 kwietnia 1948 r. w Krakowie. Jego śmierć odbiła się szerokim echem wśród robotników.
W październiku 1948 r. Centralny Zarząd Przemysłu Węglowego wprowadził modyfikacje do regulaminu
współzawodnictwa w przemyśle węglowym, zmniejszając ilość punktów przyznawanych za spadek wypadkowości
oraz poprawę czystości węgla. Od tej chwili praktycznym wskaźnikiem liczącym się do ogólnej kwalifikacji
stała się tylko wielkość wydobycia.
W styczniu 1950 r. górnik kopalni „Polska” Wiktor
Markiewka zapoczątkował nową formę współzawodnictwa, polegającą na realizowaniu przez poszczególnych
robotników, zespoły robotnicze lub całe załogi tzw. długofalowych zobowiązań produkcyjnych.Robotnicy całego
kraju mieli od tej pory, w skróconym terminie wykonywać normy kwartalne, półroczne i roczne.
W
kwietniu 1950 r. górnik Józef Ciszek zdołał osiągnąć, w ciągu kwartału, roczną normę wydobycia węgla.
Dwa lata później górnik Szczepan Błaut z kopalni „Niwka-Modrzejów” ogłosił, na
cztery lata
przed terminem, wykonanie podjętych zobowiązań w ramach tzw. Planu Sześcioletniego
(1950-1956).
Prace wydobywcze często wykonywano z narażaniem życia i pominięciem elementarnych przepisów
bezpieczeństwa pracy. Współzawodnictwo w przemyśle węglowym ograniczono po 1956 r., jednak w różnych
formach utrzymało się do końca istnienia Polski Ludowej.
W latach 1947-1948 wyścigiem pracy objęto wszystkie branże i zawody. Szczególną uwagę przywiązywano do
przemysłu ciężkiego i budownictwa. Od 1949 r. ideę tę lansowano również wśród kadry oficerskiej Wojska
Polskiego, a w 1952 r. wzorem sowieckim zainicjowano rywalizację wśród więźniów zatrudnionych w
przedsiębiorstwach podległych Zarządowi Zakładów Produkcyjnych Departamentu Więziennictwa Ministerstwa
Bezpieczeństwa Publicznego.
Organizowano także inne, bardziej wyszukane formy wyścigu pracy jak np. pomiędzy
załogami statków rybackich lub tzw. „współzawodnictwo międzyhotelowe” – pomiędzy
mieszkańcami hoteli robotniczych.
Nie zapomniano również o rolnictwie.W marcu 1953 r. ukazało się
rozporządzenie ministra zdrowia określające zasady przodownictwa pracy wśród personelu placówek opieki
zdrowotnej.
Przodownicy pracy mieli być awangardą klasy robotniczej i przykładem faktycznej realizacji postulatu
ludowładztwa. Wielu z nich znalazło się wśród tzw. „wysuniętych robotników”, którzy
zasiedli w radach zakładowych i na stanowiskach kierowniczych.
Doświadczenie zawodowe miało zastąpić niezbędne kwalifikacje, a praktyka
teorię. Przodownicy zasiadali w ławach sejmowych i Radach Narodowych wszystkich szczebli. Najlepszych premiowano i
wyróżniano nagrodami rzeczowymi: mogli otrzymać radioodbiornik, motocykl, samochód, a nawet
mieszkanie.
Ustanowiono specjalne odznaczenia i określono skomplikowany tryb ich przyznawania. W sierpniu 1949
r. odbyła się Pierwsza Ogólnopolska Wystawa Portretów Przodowników Pracy. Osiągnięciom w pracy
towarzyszyć miał, przynajmniej teoretycznie, podziw współpracowników oraz szacunek ogółu.
Odpowiedni zapis w tej sprawie znalazł się nawet w Konstytucji PRL z 22 lipca 1952 r. w którym podkreślono,
że przodownikom należy się „szczególne uznanie społeczeństwa”.
Przez cały okres Polski Ludowej przodownicy otwierali pochody pierwszomajowe, a najlepsi spośród najlepszych odbierali je, stojąc na trybunie. Pisano o nich wiersze, śpiewano piosenki. W 1972 r. postanowiono, by w każdym województwie zostały założone Księgi Ludzi Zasłużonych, gdzie każdego roku, przed 22 lipca, wpisywane były nazwiska osób których zalety „umysłu, serca i woli pozostawiają trwały, nieprzemijający ślad na, wyznaczonej przez PZPR, historycznej drodze socjalistycznego budownictwa”.
Najbardziej agresywną propagandę kierowano do młodzieży. W dniach 20-22 lipca 1952 r. odbył się w Warszawie Zlot
Młodych Przodowników Budowniczych Polski Ludowej.
Do wyścigu pracy – według oficjalnych statystyk
– przystąpiło ponad 2 miliony młodych obywateli. Podobne imprezy urządzono również w
późniejszych latach. W lipcu 1971 r. w Katowicach miał miejsce wielki Zlot Młodych Przodowników
Pracy.
W latach 60. XX w. pojawiły się nowe formy rywalizacji m.in. o tytuł „Najlepszego w
Zawodzie” oraz „Najlepszego Pracownika i Kolegi”. W marcu 1962 r. podjęto uchwałę o
współzawodnictwie o tytuł Brygady, Oddziału i Przodownika Pracy Socjalistycznej. Jednocześnie podejmowano
specjalne zobowiązania w ramach obchodów Tysiąclecia Państwa Polskiego. Kiedy w 1966 r. uroczyście ogłoszono
koniec cykli produkcyjnych tzw. „tysiąclatek” tytułem Przodownika Pracy Socjalistycznej legitymowało się
już prawie 35 tysięcy Polaków. W sierpniu 1970 r. powołano do istnienia ogólnopolski Konkurs Dobrej
Roboty (DO-RO). Od tej chwili, przez całą dekadę lat 70. lansowano wzór „Człowieka Dobrej
Roboty”, który miał zastąpić wysłużony wzorzec przodownika.
Człowiek DO-RO miał
współtworzyć potęgę kraju i jednocześnie uczestniczyć w gierkowskim cudzie gospodarczym – dzięki
zaangażowaniu w pracę zawodową mógł liczyć na M-2, talon na „malucha” lub wczasy w zakładowym
ośrodku nad morzem.
Od początku współzawodnictwo pracy spotkało się z szeroko rozumianym oporem społecznym. Pierwszy
przeciwko tej inicjatywie opowiedział się Kościół katolicki. Duszpasterze we współzawodnictwie pracy
widzieli zagrożenie dla zdrowia i życia ludzkiego, jak również niezdrową rywalizację siejącą spustoszenie
duchowe, zwłaszcza poprzez zawłaszczenie niedzieli i dni świątecznych na rzecz przekraczania coraz wyższych norm i
podnoszenia wskaźników produkcji. Pomimo trwającej nieprzerwanie akcji propagandowej zachęcającej do
współzawodnictwa pracy, systemu nagród i wyróżnień dla pracowników biorących udział w
wyścigu pracy oraz uznaniu jakim cieszyli się oni ze strony władz partyjnych i państwowych, wielu robotników
odnosiło się do tego ruchu nieprzychylnie lub wręcz wrogo. Przodowników obwiniano o zawyżanie norm
produkcyjnych, które następnie miały obowiązywać wszystkich pracowników danej branży. Dezaprobatę
budziły nadużycia, stosowanie niedozwolonych metod oraz fałszowanie statystyk. Bardzo często nie dawano wiary
rekordowym wynikom.
Przodujący pracownicy byli obiektem
drwin i zaczepek ze strony współpracowników, ale nie brakowało również bardziej drastycznych
metod odciągania ich od rywalizacji i „śrubowania norm”. Nierzadkie były przypadki pobić i napaści na
przodowników pracy. Wystąpienia przeciwko współzawodnictwu pracy traktowane były jako potwierdzenie
tezy o przeniesieniu się walki o ugruntowanie nowego ustroju do sfery gospodarczej. Nawet przypadkową zaczepkę
przodującego robotnika czy też uwagę rzuconą mimochodem uznawano za sabotaż, szkodnictwo gospodarcze lub szeptaną
propagandę. Stąd każde pobicie przodownika pracy, nawet jeśli przyczyną były wyłącznie porachunki osobiste,
traktowano jako zamierzone i celowe działanie wroga klasowego. Pod koniec 1947 r. zaczęto tworzyć na terenie
przedsiębiorstw i zakładów pracy Referaty Ochrony Przemysłu. W 1949 r. pracowników tych
referatów podporządkowano Urzędowi Bezpieczeństwa Publicznego. Ich zadaniem była ochrona obiektów
przemysłowych przed „wrogą i szkodliwą działalnością”. Z szeregu prerogatyw jakie posiadali
funkcjonariusze referatów ochrony warto podkreślić ewidencjonowanie i penetrowanie „wrogiego
środowiska” oraz badanie nastrojów pracowników. Otrzymali oni szerokie kompetencje faktycznie
uniezależniające ich od dyrekcji zakładów, pozwalające na prowadzenie pracy operacyjnej i śledczej,
dokonywanie aresztowań, wgląd do dokumentacji i swobodę poruszania się po zakładzie. Zachowane w Archiwum Instytutu
Pamięci Narodowej materiały wskazują, że również ochrona przodowników pracy i odnotowywanie wszelkich
przejawów oporu przeciwko idei współzawodnictwa socjalistycznego znajdowały się w zainteresowaniu
komunistycznej bezpieki.
Współzawodnictwo pracy było próbą mobilizacji pracowników do
wytężonej pracy i dodatkowego wysiłku w ramach centralnie planowanej gospodarki socjalistycznej. W pierwszym okresie
cieszyło się realnym poparciem. Wielu robotników uczestniczyło w wyścigach pracy i zaangażowało się w ich
propagowanie. Współzawodnictwo miało swą stronę widowiskową i podobnie jak sport bazowało na ludzkiej
skłonności do rywalizacji. Pod koniec lat 40. przekształciło się w odgórny, planowy system wymuszania wzrostu
produkcji. Formalnie cała akcja organizowania i nadzorowana była przez związki zawodowe, faktycznie głos decydujący
mieli przedstawiciele partii i administracji gospodarczej. Ostatecznie celem współzawodnictwa stała się
maksymalizacja produkcji, faktycznie bez względu na zdrowie i bezpieczeństwo robotników.
Nie zważano
również na koszty ekonomiczne, jak zużycie materiałów i jakość produkcji. Inspiratorom ruchu
współzawodnictwa pracy przyświecały także pobudki czysto ideologiczne, mające swoje źródło w
traktowanych dogmatycznie wyobrażeniach o nowym ustroju i jego praktycznej realizacji w postaci państwa
komunistycznego. Przez cały okres istnienia tzw. Polski Ludowej kultywowano rytuały współzawodnictwa.
Ostatnią próbę reaktywacji idei współzawodnictwa podjęto w połowie lat 80. z inicjatywy prorządowego Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego. Pomysł spalił na panewce, gdyż szybko okazało się, że idea ta już dawno przybrała formy zrytualizowane, a pracownicy w gruncie rzeczy nie byli zainteresowani wyścigiem pracy, za którym nie następował realny wzrost stopy życiowej, poprawa zaopatrzenia i polepszenie warunków życia. Wraz z przemianami drugiej połowy lat 80. współzawodnictwo pracy coraz rzadziej pojawiało się w oficjalnych wypowiedziach rządzących i osób odpowiedzialnych za gospodarkę. Bez odgórnego nacisku z zewnątrz idea przestała znajdować oparcie wśród dyrekcji zakładów i rad zakładowych. Coraz częściej pojawiało się twierdzenie, że współzawodnictwo pracy w gruncie rzeczy sprzeciwia się robotniczej tradycji, zgodnie z którą robotnik powinien za dobrze wykonaną pracę otrzymać adekwatną do włożonego nakładu sił dobrą płacę, a efektem pracy jest jakość produktu, a nie przekraczanie norm.